Informacje o wystawie
Ogólnopolska Wystawa Pokonkursowa na Rysunek o Grand Prix Faber Castell (wernisaż połączony z wręczeniem nagród)
Elity i duch czasu – recenzja Olgierda Błażewicza
Głos Wielkopolski 16.06.1992
Na wernisaż najnowszych wystaw w Arsenale, a zarazem intronizację jego szefa z konkursu, Mariusza Rosiaka, wejść było właściwie nie sposób. Po raz pierwszy w Poznaniu, tak jak przed laty w Moskwie, sporą gromadką staliśmy przed drzwiami, na zewnątrz budynku, nim publiczność zgromadzona w holu rozproszy się po galeriach i pozwoli nam wreszcie wejść między rzeźby, obrazy i rysunki.
Ma więc Poznań swoją elitę kulturalną spragnioną sztuki i wystaw. Schaeffer w Kwartecie” powiada, że elita jak modelka musi być w pełni szczupła. I tak też jest ona w Poznaniu. A uświadomiłem to sobie w pełni, gdy po trzech kwadransach tą samą wernisażową gromadką wędrowaliśmy tego wieczoru na premierę do Teatru Polskiego. Gdy jednak nazajutrz wybrałem się do Arsenału, aby obejrzeć wystawę, okazało się, że nie było już tutaj nikogo. Za oknami zgiełk i tłok Jarmarku Świętojańskiego”, a tutaj pełen komfort odbioru. Trzy pilnujące panie i jeden służbowy konsument sztuki.
Największym wzięciem u wernisażowej publiczności cieszyła się po-konkursowa wystawa rysunku o Grand Prix firmy Faber Castell. I trudno chyba się temu dziwić. Ludzie lubią różnorodność i taką jak ta rewię nowości, przegląd różnych pomysłów, form i sposobów wypowiedzi plastycznej. Od skrajnego fotorealizmu i ascetycznie suchego zapisu rzeczywistości przy pomocy zwyczajnego ołówka, aż po wyszukane sceny i obrazy z kręgu fantasy, znaki plastyczne i artystyczne rebusy. Najwyższą nagrodę zdobył tutaj i słusznie
rysunek Henryka Starikiewicza z Poznania. Piszącemu te słowa wyraźnie przypadły też do gustu prace Jędrzeja Gołasia, Krzysztofa Grzesiaka, Adama Pociechy, Beaty Kórnickiej-Koneckiej i jak zawsze pyszne rysunki Barbary Gawdzik-Brzozowskiej.
Sztuka współczesna wydaje się dziś rozpięta między pielęgnowaniem swojego własnego ja charakterystycznego dla tego właśnie artysty sposobu myślenia i obrazowania a duchem czasu. A więc nawiązywaniem do aktualnie panujących na świecie trendów. Odbiorcy cenią sobie bardziej zmienność i różnorodność, kolekcjonerzy wierność artysty swej sztuce, a artyści z nazwiskami wolą raczej nie ryzykować i pielęgnować swój własny mikroświat, swój ,,ogródek”.
Na aktualnie prezentowanych w Arsenale wystawach widać to najlepiej na przykładzie malarstwa Lecha Ratajczyka. Nie zmienił się, pozostał wierny figuratywnemu malarstwu. Maluje nadal świetnie, ale obrazy jego nie robią już takiego jak dawniej wrażenia. Przestały po prostu korespondować z duchem czasu. Tendencja do pielęgnowania swojego ogródka”, do zabawy raz już sprawdzoną formą widoczna jest także w rzeźbach Antoniego Walerycha, tak programowo odżegnującego się od literackości i estetyzacji. Nie ma jej natomiast w obrazach Jarosława Modzelewskiego. Gra jaką prowadzi on na swoich płótnach jest wciąż zmienna i intrygująca. Jego obrazy sprzed laty wydały mi się jednak głębsze treściowo a przy tym pełne pasji. A tego teraz w tym malarstwie już nie ma. Stało się tak zapewne za sprawą owego ducha czasu.