Żyjemy w świecie, który bardziej lub mniej subtelnie wymusza widoczność czy też widzialność, bo obie te bliskie choć nie całkiem tożsame kategorie stanowią swoiste dowody istnienia. Podskórnie zdając sobie z tego sprawę dwie artystki wraz z kuratorką spotykały się przez kilka miesięcy, planując wystawę o niewidocznych wyspach… Dorota i Natalia zafascynowane są w tym samym stopniu efemerycznością powiązanych z tematem zjawisk, jak i konkretną, jakże precyzyjną dziedziną kartografii; swobodnym dryfowaniem w pamięci, ale i żeglowaniem po prawdziwych morzach. Obydwie wrażliwe na hipnotyczny urok zawartości starych atlasów… Trwałość papierowych map bywa złudna, bo choć mogą przetrwać setki lat, to ich treści tracą na aktualności. Historia zmienia kształty granic, a natura podlega zarówno erozji, jak i zniszczeniu przez człowieka. Lądy i morza zmieniają się, uciekając od swoich wielowiekowych współrzędnych, zapisanych przez uważnych kartografów…
Niewidocznego nie ma, a jeśli jednak jest, to łatwo o nim zapomnieć. Niewidoczności blisko bowiem do nieobecności, a jak mówi przysłowie – „nieobecni nie mają racji”. Stąd potrzeba upominania się o przeszłość, która znikając z pola widzenia, traci rację bytu. Dla Doroty Tarnowskiej-Urbanik upominanie się o to, co było, jest szczególnie istotne. Pamięć o ludziach i rzeczach, pielęgnowanie wspomnień, kultywowanie tradycji, zachowanie ciągłości… Nie tylko przez szacunek dla czasu przeszłego, ale także dla budowania i potwierdzania tożsamości tego, co jest jak najbardziej widoczne, ale potrzebuje korzeni czyli elementów zwykle ukrytych. W pracach Doroty dostrzegalna jest niezgoda na znikanie zupełne, bez śladu. Artystka odczuwa wewnętrzny nakaz weryfikowania wspomnień, porządkowania ich i swoistej troski o ich kształt i przetrwanie. Pamięć jest bowiem także swego rodzaju obowiązkiem, podczas gdy wspomnienia bywają formą tęsknoty. Kultywowanie pamięci przedłuża więc istnienie tego, co zniknęło. A zniknąć mogą nawet całe państwa…
Dla Natalii Czarcińskiej bardzo ważne jest podróżowanie i związane z nim odkrywanie, jak i przekraczanie granic, nie tylko tych między państwami. Rozsiane po morzach, tych wyobrażonych i tych realnych, wyspy są pojemną metaforą, ale też obszarami wartymi poznania i zapamiętania. Artystka chce je eksplorować, czerpać z nich, obserwować. Próbuje odnaleźć się gdzieś pomiędzy tymi bezkresnymi wodami opływającymi nas wszystkich, traktując swoje poszukiwania po trosze jak rodzaj „ćwiczeń z nawigacji”. Żeglowanie, także metaforyczne, pozwala zweryfikować lub uporządkować wyobrażenia. Staje się więc konieczne. Aż chciałoby się za Pompejuszem powiedzieć: „Navigare necesse est…”
Tytułowe wyspy ani u Doroty, ani u Natalii nie są tymi z poezji Gałczyńskiego Prośba o wyspy szczęśliwe. Nie oferują ucieczki od rzeczywistości ani cudownego, intymnego schronienia. Podróże obu artystek mają wpisaną w siebie możliwość porażki, wiążą się z trudem i mogą przynieść rozczarowanie. Niewidoczne wyspy rzadko są miejscami szczęśliwymi. Najczęściej przestały już istnieć lub zmienili się ich mieszkańcy, przeszły pod inne rządy. Niekiedy powracają jedynie w snach i wspomnieniach, a czasem trwają wbrew wszystkiemu, odsyłając do bolesnych historii, których były świadkami. Nierzadko są, choć wokół wszystko się toczy tak, jakby ich nie było. Niewidoczne wyspy istnieją w codzienności, historii, polityce, sztuce…
Upominając się o to, co niewidoczne, artystki nie dążą do prostego zrekonstruowania, odbudowy tego, co zniknęło. Chcą raczej konstruować przestrzeń, w której niewidoczne jest, nawet będąc nadal niewidzialnym. W której pojawiają się znaki, ślady, swego rodzaju tropy pamięci. Pomocne mogą się okazać zarówno metaforyczna, delikatna jak koronka siatka kartograficzna skonstruowana przez Dorotę, jak i malarskie kompozycje Natalii przesycone morskimi barwami. W kilku prezentowanych na wystawie pracach obu artystek powraca motyw mapy. Kartografia zdaje się posiadać moc – być może złudną – walki z chaosem, porządkowania przestrzeni, a więc i rzeczywistości. Mapy przechowują przeszłość, dokumentują ją i objaśniają w swych rozpisanych drobnym drukiem legendach. Dorota i Natalia czerpią z topograficznych pojęć, a punktem wyjścia jest dla nich atlas i morskie akweny, jednak współrzędne na tych mapach wywodzą się bardziej z literatury niż geografii i osadzone są raczej w ludzkich historiach, a nie chłodnej kartografii.
Bogna Błażewicz