Tekst – Monika Bakke
Ponowne zaczarowywanie świata wydaje się być naszym pragnieniem. Nie wystarczają nam już dążenia do komfortu i utylitaryzm otoczenia, jak i nierzadko towarzyszące im przekonanie o postępującej wyjaśnialności świata. To bowiem -mimo wszystko – nie pozwala nam czuć się w tym świecie bezpieczniej, ani bardziej u siebie. Wręcz odwrotnie, odczuwamy poczucie braku czegoś nieokreślonego, pozostajemy osamotnieni i niepewni, przeczuwając zaledwie jego – Innego – obecność. Pragnienia więc niosą nas gdzieś dalej i gdzie indziej – chcemy innych emocji niż te, zapośredniczone przez media albo powstałe w wyniku racjonalnych działań. Oczekujemy na znak czegoś nieznanego, jak na list, którego treść mogłaby odmienić wszystko. A jednocześnie, na ogół nie mamy przecież ochoty lub może odwagi, by zaryzykować: odnaleźć miejsce i czas dla owych swobodnych fantazji. Rzecz bowiem w tym, by zaprosić je i wpleść w codzienność. Idzie o to, by nimi żyć.
Półprywatny świat dziwów
A nawet jeśli, z autentycznej potrzeby, sięgamy po Historię o obcym i podróżniku lub po Tysiąc czterysta muszelek kauri, albo nawet po Tintinyina i nieznanego króla Świata Duchów to i tak czytamy z przekonaniem, że dla afrykańskiego ludu Joruba to właśnie może stanowić rzeczywistość, a nawet codzienność, ale przecież dla nas ów naturalny świat dziwów wydaje się niemalże nieskończenie odległy. Nie jest to bynajmniej wyłącznie kwestia egzotyki pejzażu lub postaci, ale przede wszystkim sposobu istnienia. Jest to dzikość, która nas pociąga choć – przynajmniej bezpośrednio – nie dotyczy. l pewnie łatwo byłoby te dziwne opowieści pomieścić wyłącznie w odległym kulturowo kontekście, gdyby nie to, że zdarzają się one również blisko, jak choćby w malarstwie Tadeusza Sobkowiaka. Zaciekawiają, a jednak mogą także wywołać niepokojące poczucie niepewności. Czym bowiem są w świecie odwykłym już od przyjaznej ale i bardzo silnej aury niesamowitości? Opowiadają siebie poprzez wizualne toposy drzewa, morza, ptaka, oka, a zatem to, do czego dawno przywykło nasze oko. Robią to jednak jakoś Inaczej – opowiadają Inną, nie znaną nam, lub nie pamiętaną opowieść. Jej bohaterem niekoniecznie jest człowiek -stanowi on bowiem tylko znikomą cząstkę bogatego Uniwersum. l choćby ta myśl właśnie wydaje się myślą niebezpieczną w świecie przywykłym – i poniekąd ograniczonym – do ludzkich bohaterów. Oto ktoś zajmuje nasze miejsce – oto jest ktoś obok – ktoś ze wszech miar lnny!
W światach tego malarstwa roi się od wydarzeń i postaci – dziwnych i nieodgadnionych. Nie jest to jednak folklor z ducha romantyzmu, ani groteski, ale jakby nieco surowszy, mniej oswojony, i dzięki temu silny, nawet z całym swoim symbolicznym eklektyzmem. Niektóre z płócien przemawiają nieokiełznaną dynamiką są niemalże dźwiękowe; inne zaś mają charakter emblematyczny – o wystudiowanym bezruchu. Można by rzec, że są jak wielkie talizmany jakiejś zapomnianej kultury a może właśnie naszej kultury? Czy są to więc symbole jakiego szczególnego rytuału inicjacyjnego – pobudzającego
zmysły i uchylającego ratio?
Ożywione nieożywione
Mieliśmy ją zawsze tuż nad sobą tę, Lunę, nieprawdopodobnie ogromną, a w czas pełni – noce były wtedy jasne jak dzień, ale światło jakieś żółtawe, koloru masła – wydawało się, że nas przygniata.”1 Ten obrazek ze świata słowami nakreślony przez Italo Calvina w Opowieściach kosmikomicznych wydaje się być spokrewniony z malarską krainą Sobkowiaka. Mimo iż tak bardzo inne od naszej codzienności, oba te światy nie wydają się ani groźne, ani odstraszające, a wręcz odwrotnie, uwodzą i wciągają w głąb, w leśne zarośla, w trawy wysokie aż po same korony drzew. Z tej gęstwiny wychylają się ptaki o urzekających barwach, a dźwięk ogromnych owadów, które na pewno nie żądlą, wyznacza jakiś niewidzialny rytm. Jak to się dzieje, jaka to magia, że to, co tak łatwo mogłoby stać się niepokojącym pejzażem, jest tutaj snem śnionym w zaciszu letniej nocy? A może to fantazja, w którą jak w błogi sen zanurza się ten, do kogo sen długo nie chce nadejść; lecz w końcu pozwala mu dryfować daleko i zupełnie, i nie
odbiera wszystkiego po przebudzeniu, bo pozwala pamiętać, że widział … gwiazdy po drugiej stronie Księżyca, podobne do dojrzałych owoców światła, ciężko zwisających z wygiętych gałęzi nieba, i wszystko to było ponad wszelkie spodziewanie wspaniałe…”2
Świat – ten Inny świat – rządzi się niezrozumiałymi dla nas prawami, jest nie-odgadniony, a jego wyjątkowość stanowi wyzwanie. Lecz jakie mamy szansę, by choćby trochę go poznać i przeżyć coś inaczej? Wskazówka pochodzi od niego, nie tylko przyglądać się więc trzeba, lecz przyjąć zaproszenie – wędrując w głąb -Tamtego świata i swojej fantazji. Uczestnictwo takie nie jest tylko zadaniem ale i przygodą, a fantazja raz uruchomiona rozprzestrzenia się szybko, obejmując całą zmysłowość i spełniając życzenia:
l zobaczyłem ją. Była tam, gdzie ją zostawiłem, leżała na plaży, wprost nad naszymi głowami, milcząca. Była teraz tej samej barwy co Księżyc.”3
Jak bardzo można się jednak zbliżyć do owego Innego świata, by nie wystawiać niczego na próbę, by niczego nie spłoszyć, uganiając się za pewnością. To właśnie teraz trzeba myśleć w kategoriach bliskości, a nie dystansu, l mimo że świat ten ma posmak owego utopijnego nigdzie”, Inny, który go zamieszkuje nie jest ważniejszy lub mniej ważny, lepszy czy gorszy. Jego świat pulsuje – powiększa się i kurczy na naszych oczach – jak i w naszej wyobraźni. Inność Tamtych istot jest w gruncie rzeczy niepowtarzalnym zaproszeniem do refleksji nad naszą pewnością siebie. Nasze tak bardzo odmienne światy nie muszą jednak podlegać prawu wyłączonego środka, nie muszą się wykluczać, nie muszą sobie zaprzeczać. Niczego nie tracą przez to, iż nie są ze sobą porównywalne – światy te nie przeglądają się w sobie jak w zwierciadle. Ściśle wyznaczona granica nie istnieje -jest tylko obecność. Antropologiczny świat dziwów jest zarówno TAM, jak i TU, nawet w nas samych.”4
Marzenie, jako świadoma i nieświadoma fantazja, jako swoboda myśli, pędzla czy pióra, prowadzi do bliskości z Tamtym, co zniknąwszy z codzienności, pozostawia tylko niewyraźne ślady. Fantazja jest przydatna w tym świecie, i niezbędna w Tamtym, by zaprzyjaźnić się z Innym, by stać się jednym z nich nie tracąc siebie, i wreszcie, by móc zachwycić się jak ona, gdy …przesypywała ziarenka pyłu gwiezdnego, które spadały maleńkimi kaskadami, i mówiła do siebie wybuchając raz po raz śmieszkiem, który sam był jak maleńka kaskada gwiezdnego pyłu, i nuciła sobie, i oddawała się marzeniom, we śnie i na jawie.”
Poznań 1999
Natura i dyskomfort – SOBKOWIAK l BIEDERMANN – Galeria Miejska Arsemt”
Od 30 sierpnia w Galerii Miejskiej Arsenał” będziemy mogli oglądać dwie wystawy – prac malarskich Tadeusza Sobkowiaka oraz fotografii Iwony Biedermann.
Tadeusz Sobkowiak urodził się w 1955 r. w Poznaniu i w tym mieście studiował na uczelni plastycznej. Swoje prace prezentował na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i poza jego granicami.
Źródłem inspiracji Sobkowiaka jest niezmierzone bogactwo form natury i tkwiąca w niej energia. Uważa on, iż tylko dzięki malarstwu możliwe jest wniknięcie w świat przyrody tak, by móc się z nim zjednoczyć. Sobkowiak w swym malarstwie sięga do źródeł starożytnych, mitów i legend, ludowych podań oraz apokryfów.
Bohaterka drugiej wystawy – Iwona Biedermann, również urodzona w Poznaniu, od 18 lat mieszka w Chicago. Prace swoje prezentowała nie tylko w Polsce, ale i w Stanach Zjednoczonych oraz w Niemczech. W aktach tej artystki abstrakcja styka się z tym, co namacalne i najprostsze. Zdjęcia Biedermann to zestawienia dyskomfortu z kobiecą obecnością. Ukazując fragmentarycznie nagie ciało, porusza ona problem kobiecej bezbronności w niewygodnym” środowisku.
Wystawy będzie można oglądać do 12 września.
MAGDALENA PARNASÓW