Balzac – Janina Kraupe
Mówiliśmy o nim Balzac od czasu naszych wspólnych lat nauki w pracowni F. Pautscha, który w Kunstgewerbeschule prowadził zajęcia dla zaawansowanych – czyli małej grupy studentów Akademii Sztuk Pięknych, którą zamknięto na okres okupacji
– większość tego środowiska została rozproszona przez wojnę, w Krakowie pozostało nas niewielu młodych artystów…
Nazywaliśmy go Balzac – ale było tu tylko fizyczne podobieństwo do rzeźby Augusta Rodina; podobną może również była metoda jego pracy, wymagająca wielu godzin skupienia w zupełnej izolacji od świata zewnętrznego.
Kazio – bardziej familijnie tak nazywany – był predystynowany do formowania w sztuce świata nadrealnego, wysublimowanego, o delikatnych odcieniach uczuć, o atmosferze przyćmionej, wycofującej się z wszelkich gwałtownych lub naturalistycznych skojarzeń. Sztuka jego konsekwentnie dojrzewała w mikroklimacie, na który składały się jego lektury,
muzyka, której słuchał, poezja, którą tworzył, malarstwo, które było najbliższą mu formą ekspresji.
Świat zewnętrzny był wówczas straszny – okres okupacji swoim ciężarem, codzienną potwornością rzucał głęboki cień na wszystko z czym stykaliśmy się – na wszystko, co przeżywaliśmy. Otwarta walka była niemożliwa dla osób sensytywnych delikatnych. Ucieczka w świat wyobraźni, iluzji, umożliwiając wewnętrzne schronienie – dawała szansę na rozwój twórczości, świat zewnętrzny w swej grozie nie był materiałem ani do przetworzenia, ani do interpretacji. Ta atmosfera mroku i lęku długo jeszcze ciążyła nad nami, zabarwiając – wbrew naszej woli – najbardziej nawet wydawałoby się odległe tematy.
W sztuce Kazimierza Mikulskiego widać powolne wyzwalanie się z mrocznego klimatu okupacji, stopniowe rozświetlanie atmosfery jego obrazów – aż do zanurzenia się w otwartej przestrzeni nieba w całej serii późnych dzieł.
Od atmosfery szczelnie zamkniętego pokoju z ciężkimi kotarami zakrywającymi okna i wczesnych obrazów w ciemnych tonacjach minęło wiele lat, w których rozjaśniały się i zabarwiały pogodnymi barwami tła dla zamyślonych kobiet niewinnie demonstrujących swoje wdzięki, dla mądrych kotów i wciąż zdziwionych ptaków.
Poezja Mikulskiego i lata pracy dla teatru Groteska” bardzo dobrze tłumaczą scenerię jego malarstwa, które rzeczywistość wyraża metaforycznie – kobieta pozbawiona indywidualnych cech, nie kojarząc się nigdy z portretem, sprowadzona do roli pięknego idolu niczym już nie zagraża autorowi – sztuczne motyle, papierowe kwiaty, gładkie zielenie wiosennej łąki utwierdzają widza w przekonaniu, że ogląda czystą konstrukcję świata wyimagowanego – idealny twór możliwy jedynie do zaistnienia w marzeniu na jawie, bo sen jest zawsze nieprzewidzialny i trudno w nim wywołać na życzenie nastrój czystej sielanki.
Realne i indywidualne są w obrazach Mikulskiego tylko koty – mają oczy pełne bólu świata, czasami patrzą z wyrzutem, czasami są zadumane, mądre i nieprzeniknione – poprzez ich wyraz jedynie odsłania autor własną wrażliwość i refleksję nad bytem. To właśnie są istotami starszymi niż ludzie i to one widzą więcej: ich pamięć sięga głębiej w historię świata, ich taktyka życiowa i wrodzona powaga mogą nas uczyć dystansu i równowagi, umiejętności refleksyjnego przyjmowania zjawisk. Kot się nie spieszy, jest niezależny, ma własne tempo, nie słucha nikogo, wyróżnia łaskawie kogo zechce, o nic nie zabiega, jest zawsze harmonijny i miękki w swoich celowych ruchach, a przy tym jakże dostojny.
Malarstwo Mikulskiego ma wiele swoich niepowtarzalnych tajemnic warsztatowych i kompozycyjnych – te osiągnięcia były możliwe jedynie dzięki dziesiątkom lat skupienia nad realizacją wewnętrznej wizji, której charakter autor wcześniej uświadomił sobie i do której dążył z jasnym rozróżnieniem koniecznych środków, zachowując wciąż niezmąconą czystość oczu artysty, który uważnie patrzy na świat, ale wie również jakie są prawa Sztuki.