- Informacje o wystawie
- Tekst Grzegorza Dziamskiego
- Tekst Joanny Janiak
- Tekst Ryszarda K. Przybylskiego
Informacje o wystawie
Poznańscy krytycy rekomendują swoich artystów. Do udziału zaproszono O. Błażewicza, B. Czubak, G. Dziamskiego, M. Golkę, A. Haegenbartha, A. Kępińską, A. Kostołowskiego, J. Ludwińskiego, A. Ławniczak, W. Makowieckiego, R.K. Przybylskiego, M. Rosiaka i innych. Na wystawie zaprezentowano najnowsze prace m.in. Marcina Berdyszaka, Andrzeja Kurzawskiego, L. Kaźmierczaka, Piotra Kurki, Lecha Ratajczyka, J. Walczaka.
Tekst Grzegorza Dziamskiego
Kogo, jakich artystów należałoby zarekomendować poznańskiej publiczności?
Nietaktem byłoby rekomendować artystów znanych, cenionych w kraju i poza granicami, którzy wieloletnią aktywną obecnością w polskim życiu artystycznym zdobyli sobie uznanie i szacunek środowiska artystycznego. Artyści ci nie potrzebują rekomendacji. Mają trwałe miejsce w najnowszej historii polskiej sztuki, a ich dorobek znany jest wszystkim, którzy choć trochę interesują się sztuką. Rekomendowanie takich artystów byłoby równoznaczne z napominaniem poznańskiej publiczności, zarzucaniem jej braku rozeznania w sztuce, umiejętności dostrzegania i doceniania ważnych zjawisk artystycznych, i dlatego byłoby nietaktem. Być może nawet nietaktem podwójnym: wobec publiczności i wobec artystów, którzy rekomendacji nie wymagają, ponieważ najlepszą rekomendacją jest ich bogaty dorobek artystyczny.
Rekomendacji wymagają natomiast młodzi artyści, znajdujący się dopiero na progu artystycznej kariery. Artyści nieznani, o których nawet zainteresowana sztuką publiczność niewiele albo zgoła nic dotąd nie słyszała. Rekomendacji wymaga reprezentowany przez nich sposób myślenia, odczuwania i odbierania świata, ponieważ jest on inny od tego, do którego zdążyliśmy przywyknąć, z którym się oswoiliśmy, który wydaje nam się naturalny, oczywisty, a często bezdyskusyjny.
Thomas M. Meser zauważył kiedyś, że nowe, ciekawe osobowości artystyczne są najpierw rozpoznawane przez samych artystów, dopiero później przez krytyków i kuratorów, a jeszcze później przez zainteresowaną sztuką publiczność. Trudno się z tym nie zgodzić. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że uwagę na dwie młode artystki, które chciałbym zarekomendować poznańskiej publiczności, zwróciła mi inna artystka, której zdanie i sądy o sztuce niezwykle wysoko sobie cenię, Izabella Gustowska. Jest to więc, w jakimś sensie, nasz wspólny, Izy Gustowskiej i mój wybór.
Adrianna Szafruga i Monika Martini-Madej są tegorocznymi absolwentkami poznańskiej PWSSP. Obie robiły dyplom w pracowni rysunku u prof. Gustowskiej. Obie wykorzystują w swojej pracy wideo, a także inne mechaniczne środki zapisu (fotografia, film), łącząc je z rysunkiem i instalacją. Obie poruszają się w kręgu podobnych problemów, o kluczowym dla współczesnego człowieka znaczeniu; jak pogodzić własną prywatność ze światem mediów, światem symulacji, nieautentyczności, fikcji, na który to świat, chcąc tego lub nie, jesteśmy w coraz większym stopniu skazani. Dla obu artystek nie są to problemy wydumane.
Wystarczy uważnie przyjrzeć się ich realizacjom, żeby się o tym przekonać.
Wideo Szafrugi mówi o potrzebie kontaktu z drugim człowiekiem, ale właściwym czy też głównym bohaterem tej pracy staje się automatyczna sekretarka, która z pośrednika zmienia się w powiernika. Kontakt zostaje podwójnie zapośredniczony – przez telefon i jego rozszerzenie w postaci automatycznej sekretarki. Środek, który miał przybliżyć ludzi, skracać odległości, zaczyna oddalać i izolować. Instalacja Martini-Madej pokazuje hipnotyczną siłę obrazów, widmowych światów, w których zaciera się granica między fikcją i rzeczywistością. Wkraczamy w świat potencjalny, w którym wszystko staje się możliwe.
Rekomendując dwie młode artystki, które niedawno jeszcze były studentkami PWSSP, chciałem przypomnieć, że na poznańskich instytucjach artystycznych spoczywa obowiązek, o którym nie mogą zapomnieć – promowania młodych, utalentowanych absolwentów poznańskiej uczelni artystycznej.
(maj, 1995)
Tekst Joanny Janiak
Poznaniu jest sine środowisko artystów j trudno jest zrozumieć, dlaczego wciąż to miasto kojarzone jest przede wszystkim z muzyką.
Nie wyobrażam sobie Poznana bez kilkudziesięciu artystów nadających tułaj ton życiu artystycznemu.
Żałuję, że sztuka dzisiaj tworzona jest tyko efemerycznym gościem w galeriach. Gromadzę w pamięci wystawy, które mnie poruszyły i wiem. że się nie powtórzą.
Żałuję, że nie ma w Poznaniu kolekcji sztuki najnowszej i że nie widać sztuki na mieście, w różnych miejscach publicznych, że nie towarzyszy nam ona na co dzień.
Od dawna ludzie próbują instrumentalizować sztukę używając jej do celów ekonomicznych, traktując jako lokatę kapitału, czy też jako symbol swojej rangi. W Poznaniu takich mechanizmów nie widać.
Sztukę Leszka Knaflewskiego darzę szczególnym intuicyjnym sentymentem, tym rodzajem sentymentu, którego nie chce się kaleczyć słowami.
Tekst Ryszarda K. Przybylskiego
Lubię jego malarstwo. Lubię jego komentarze wygłaszane przy okazji oglądanych razem wystaw. Lubię jego refleksje spisywane w czasie podróży. Lubię Bogdana Wojtasiaka. Jestem przekonany, że właśnie sympatia do człowieka, upodobanie jego spontanicznych reakcji, a także poczucie fascynacji, jakie wzbudza przynależna mu wyobraźnia pozostają najważniejsze w czasie tej przygody, jaką jest ludzkie życie. Doznaje się je rozmaicie. Nie zawsze jesteśmy świadomi bogactwa, jakie nam oferuje. Często dopiero po czasie uświadamiamy sobie wartość chwil, które minęły.
Bogdana znam od kilkunastu lat. Początkowo bardziej jako malarza niż człowieka. Dość późno więc zdałem sobie sprawę z jemu tylko przynależnego sposobu reagowania na otoczenie. Wiedziałem już doskonale, że malarze posiedli wyjątkową zdolność reagowania na jakości postrzegane wzrokowo. Tym samym charakteryzuje się także Wojtasiak. Potrafi dostrzec to, czego zwykli śmiertelnicy nie dostrzegają albo nawet widzą, ale nie przydają temu wagi. Gdyby jednak tylko powyższe właściwości miały wyodrębniać Bogdana, wówczas mieściłby się dla mnie w klasie ludzi szczególnie uzdolnionych ale przecież nie wyróżniających się. Jego szczególną cechą jest zaś reagowanie na świat za pomocą wszystkich zmysłów.
Jego malarstwo staje się więc tym samym o wiele bogatsze. Chce przenosić także jakości smakowe, węchowe, dotykowe, czy wręcz dźwiękowe. Mówiąc o swym malarstwie posługuje się często metaforami, które łączące sobą pojęcia opisujące inne zmysłowe wrażenia. Zestawia widzialne ze słyszalnym, dotykalne ze smakowym, węchowe z wyobrażonym, i te sprzeczne doznania stara się przy pomocy środków plastycznych, a z malarstwem wprost związanych, pokazać w swoich pracach. Stąd też nie mieszczą się one w skonwencjonalizowanych formach, ani nie dają się odnieść do pojawiających się trendów rozwojowych.
Jego sztuka staje się coraz bardziej własna, mu tylko przynależna. Są to obrazy, które pozostają jednocześnie przedmiotami. Są to przedmioty, które organizują przestrzeń. Jest to przestrzeń, w której czuje się zapach, smak i osobliwą muzykę. Z niej wyłania się Bogdan. Czasami sarkastyczny, czasami ironiczny, czasami kpiący. Czasami… Ale zawsze ludzki i otwarty na innych. Człowiek dialogu, rozmowy, wymiany myśli. Fantastyczny Bogdan Wojtasiak.