Informacje o wystawie
Iza Staręga, ur. 1964 w Warszawie, studiowała w Instytucie Wychowania Artystycznego UMCS w Lublinie w pracowniach Mariana Stelmasika i Mikołaja Smoczyńskiego. Dyplom otrzymała w 1991. Zajmuje się malarstwem i rysunkiem. Obecnie (1995) mieszka w Koninie. Na wystawie prezentuje cykl najnowszych prac zatytułowanych Infantylia.
Jarosław Łukasik – Tekst z katalogu
Prezentowane na wystawie rysunki Izy Staręgi to świat pozbawiony rzeczywistości. Zdematerializowany i bogaty w powidokowe lśnienia. Artystka niczego w nim nie dookreśla, a zasadniczym motywem jej pracy wydaje się być pozbawiona pretensji do czegokolwiek, poza zmysłową przyjemnością, uporczywa pasja rysowania.
Technika pracy pastelą przybliża prace artystki ku malarstwu, z którego jest w tych rysunkach przede wszystkim kolor, swą świetlistością przypominający opalizujące brzegi szklanych tafli. W kreowanym na sposób rysunkowy polu malarskich napięć dochodzi do zbliżeń między kaligrafizmem kreślonych znaków, a kolorem, zawsze subtelnym, w każdym miejscu starannie wysmakowanym. Całość przeciągnięta olejem do rozcieńczania farb czyni na papierze wrażenie wtartych w jasną skałę konturowych znaków, zwielokrotnionych jak odgłos echa. Kapryśne kontury kształtów narastają stacacco, zagęszczają, by poza przestrzenią kulminacji rozpłynąć się w mglistym rozproszeniu, aż do zanikających zadrażnień tła, będących w swej wizualnej konsystencji czymś w rodzaju punktów świetlnych.
Niektórzy mogą się w owych znakach dopatrywać inspiracji naskalnym malarstwem prehistorycznym, inni, kaligrafizmem sztuki arabskiej. W obu przypadkach byłby to jednak trop jednakowo mało istotny. Poza podobieństwem czysto powierzchniowym nic nie łączy światów tamtych kultur z wrażliwością artystki. Iza Staręga raczej pozostaje we własnym obszarze tego co możemy określić mianem teatru zdarzeń mimowolnych, w których bohaterami są drobiazgi świetlnych powidoków, zatrzymane pod powieką kształty zobaczone pod światło. Nie ma w nim miejsca na meandryczną pielęgnację detalu, a jednak zachodzi w nim dokonywana przez dotyk deklinacja formy. Czasem są to kwiaty, drobne morskie i lądowe zwierzęta, ale raczej z repertuaru sklepu z zabawkami niż z natury. To nie zapis rzeczywistości dostrzeżonej w pryzmacie artystycznej wrażliwości, to jedynie osnowa dla wrażliwości, dla kaskad zakreśleń, uderzeń i dotknięć wyłapywanych przez papier, to narracja samowystarczalnego procesu rysowania, przecierania, nakładania się znaków. Jest to narracja, która sama w sobie niczego konkretnego nie opowiada, a jednak kiedy się ją dostrzeże, to można zeń wyczytać wiele, zaś pozór staje się w niej jedyną formą istnienia, której sens nie domaga się odniesień do rzeczywistości.
Być może w tym świecie ważne jest tylko to, że tak jak dla Georges’a Mathieu malarstwo, tak dla Izy Staręgi rysunek, to przede wszystkim nieustanne zjawiskowe unaocznianie się znaków poprzez cud, którego prawa nie dadzą się dokładnie ustalić.