piątek, 19 kwietnia otwarte 12 — 19
Galeria Miejska Arsenał

ul. Szyperska 2/6-8, 61-754 Poznań
T. +48 61 852 95 02
E. arsenal@arsenal.art.pl

Godziny otwarcia:

Poniedziałek: nieczynne
Wtorek – Sobota: 12 — 19
Niedziela: 12 — 16

Bogusława Pręgowska, Jan Pręgowski



Informacje o wystawie

Małżeństwo artystów z Torunia, absolwentów Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu z 1974 r. na wystawie w Arsenale prezentuje swoje prace z ostatnich trzech lat. Icjh twórczość wywodzi się z kręgu sztuki metaforyczno-poetyckiej. Jan Pręgowski zajmuje się malarstwem (dyplom z malarstwa w pracowni prof. Stanisława Borysowskiego), natomiast Bogusława Pręgowska grafiką (dyplom z grafiki w pracowni prof. Edmunda Piotrowicza).


Rozmowa z artystami

WIESŁAWA WIERZCHOWSKA: W pracach obojga Państwa wydaje się istnieć trudne do wyrażenia słowami, a przecież wyraźnie wyczuwalne pokrewieństwo wrażliwości i wyobraźni mimo, iż każdy broni własnej autonomiczności inaczej kształtując swoją wypowiedź. Czy dlatego postanowiliście przygotować wspólną wystawę?

BOGUMIŁA PRĘGOWSKA: Nosiliśmy się z tym pomysłem od kilku lat. Korzystamy ze wspólnej pracowni, a zrobienie takiej rodzinnej” wystawy może być ciekawe. Dla nas to sprawdzian naszej pracy, w innych niż codzienne, warunkach sal wystawowych.

JAN PRĘGOWSKI: Sztuka, jeśli jest serio i głęboko traktowana, stanowi działalność w pełni suwerenną. Nie chcemy wkraczać wzajemnie na swoje tereny każde z nas ma poszanowanie dla pracy drugiego. Oboje jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że między nami istnieją silne powiązania. Jesteśmy przecież na siebie zapatrzeni, mamy podobne fascynacje, razem ogląd a my wystawy, dyskutujemy o wszystkim, a to stwarza wspólne punkty odniesienia. Poza tym każde z nas jest pierwszym krytykiem drugiego, pierwszym odbiorą.

B.P.: Wiele rzeczy podoba nam się wspólnie, często wiem z góry, że to, co mnie się podoba będzie podobało się mojemu mężowi. Nie ubieramy się w to, co najmodniejsze…

J.P.: Staramy się sięgać do siebie, do swoich przeżyć. Myślę, że ponieważ jesteśmy razem wiele z tego jest wspólne i jakoś podobne.

W.W.: Równocześnie bardzo odmienne, co znajduje wyraz w wyraźnie rozgraniczonym obszarze zainteresowań. Już na poziomie uprawianej dyscypliny; Pani uprawia grafikę. Pan malarstwo, a każda z tych dyscyplin wymaga przecież zupełnie innego podejścia warsztatowego, innych dyspozycji psychicznych. Pani przedstawia wyłącznie kobiety. Dlaczego?

B.P.: Nie wiem, może wykorzystuję własną kobiecość? To dla mnie problem ciągle ciekawy, stale jest ze mną. Niekiedy chcę od tego uciec, ale mi się nie udaje. Podejmuję jakiś konkretny temat i zwykle jest tak, że nie mogę go wyczerpać w jednej pracy. Domaga się żeby powiedzieć jeszcze coś więcej, inaczej. Wtedy powstaje seria.

W.W.: Jak przebiega praca nad poszczególną kompozycją?

B.P.: Zaczyna się od małej iskierki. Biorę wtedy ołówek, kartkę, i robię niewielkie szkice. Potem zaczynam rysowanie na blasze. Często w trakcie pracy odchodzę od pierwotnej koncepcji, nawet jednak, gdy pozostaję jej wierna, zrealizowana w grafice bywa inna niż w szkicu, z powodu właściwości techniki i koloru. Kolor wymyślam, kiedy mam już zbudowaną formę, ona podpowiada mi użycie takiej a nie innej tonacji.

W.W.: Praca ta wymaga ogromnej koncentracji, dużej dyscypliny i czasu. Długo Pani pracuje nad jedną grafiką?

B.P.: Dosyć długo. Istnieją ograniczenia techniczne, których nie można zmienić procesy, których nie można przyspieszyć. Werniksy muszą wyschnąć, czasu wymaga trawienie. Największą przyjemność sprawia mi rysowanie na werniksie, którym pokryta jest blacha, ale to też zegarmistrzowska, czasochłonna robota. A gdy zrobię już wszystko, blacha musi sobie postać, nie mam odwagi jej odbić, bo nigdy do końca nie wiem co wyjdzie.

W.W.: Właśnie, jak dalece ostateczny rezultat bywa niespodzianką?

B.P.: Mimo lat doświadczeń zawsze są niespodzianki. Często zazdroszczę mężowi, że w jego pracy ten rezultat jest jakby od razu widoczny, i że może on skorygować wiele w trakcie pracy.

W.W.: W swoich obrazach tworzy Pan świat poetycki, niby mocno zakorzeniony w realiach codzienności, a przecież odrealniający je sposobem budowania kompozycji, jej osobliwą przestrzenią, gdzie nie istnieje rozgraniczenie między wnętrzem a pejzażem, przekształcaniem postaci ludzkiej, wreszcie gamą barwną. Co określiło Pana wizję?

J.P.: Pochodzę z małego miasteczka i to ma swoje znaczenie. Nie da się uciec od pewnych spraw. Istnieją zresztą próby wyjaśniania twórczości głębokimi przeżyciami z dzieciństwa. Nie da się zrzucić tych piór do końca, nosi się je przez całe życie; to są źródła moich małych realiów. Można by powiedzieć, nie traktując tego pejoratywnie, że sztuka to obsesja: powracają przeżycia i odczucia, człowiek nie wie dlaczego powracają, bombardują od środka, wyłażą na wierzch poprzez obraz.

W.W.: Czy do tego, aby zacząć obraz, potrzebny jest jakiś szczególny stan? Dawniej nazywano to natchnieniem.

J.P.: Często zastanawiałem się jak to się dzieje, że poeta pisze wiersze, skąd to się bierze? Żeby namalować obraz, zapewne tak samo jak i żeby napisać wiersz, trzeba znaleźć się w pewnej specyficznej aurze psychicznej. Nie wiem czy to dobre określenie, nie ma w tym nic wielkiego, nie jest to żadna iskra boża i przekonanie, że teraz ja natchniony, będę tworzył. Ale jest to jakiś określony stan psychiczny. Wtedy ołówek zaczyna ze mną współpracować, powstają pierwsze zarysy, szkice. A szkic to właśnie ten impuls… potem to się rozwija. Obraz nie powstaje w ciągu kilku minut, bywa, że maluję bardzo długo, bywa, że wracam do już namalowanego, domalowuję, przerabiam jak każdy malarz. Znakomitą rzeczą dla obrazu jest odłożenie go na jakiś czas obraz dojrzewa.

W.W.: Jaką funkcję pełnią w Państwa pracach tytuły?

J.P.: Wydaje się, że każdy kto patrzy na obraz czy grafikę, najpierw w idź i a dopiero potem, gdy to, co zobaczył, zainteresuje go, podchodzi i czyta tytuł spodziewając się potwierdzenia tego, co zobaczyło oko. Obraz budzi skojarzenia a tytuł może je zatrzymać albo kieruje wyobraźnię w inną stronę. Dlatego nasze tytuły nie objaśniają tego, co prace przekazują, ale raczej podsuwają różne możliwości interpretacyjne.

W.W.: Macie już Państwo za sobą dość długi okres tworzenia. Czy można w nim wyróżnić jakieś wyraźne etapy?

J,P.: Wiadomo, że człowiek w trakcie swojego rozwoju przechodzi różne okresy biologiczne: młodość, dojrzałość, starość i one rzutują na myślenie i przeżywanie. Ale ja bym tutaj odwołał się do Tadeusza Brzozowskiego, który powiedział kiedyś, że coraz głębiej wydeptuje ten sam dołek pragnąc, by jego sztuka była coraz głębsza, coraz doskonalsza. Jest mi to bliskie.

B.P.: Nie widzę w swojej twórczości wyraźnie zarysowanych okresów, po prostu staram się iść coraz dalej.

W.W.: Czym wobec tego jest sztuka w Państwa doświadczeniu?

J,P.: Może jest to problem: mieć czy być. Każdy kto maluje, kto pisze, kto komponuje zajmuje stanowisko po stronie być. Choćby pracował tylko dla siebie, choćby niewiele osób z tego korzystało.

W.W.: Czyżby odbiorca nie był ważny?

B.P.: Przeciwnie, jest bardzo ważny. Nie mogłabym odkładać grafik do szuflady. To, że ktoś prace zobaczy, oceni, porozmawia na ich temat, stanowi doping do dalszej pracy, mimo że tak naprawdę tworzy się przede wszystkim dla siebie.

B.P.: Ja myślę, że każdy artysta jest odrobinę próżny. Gdy mówimy, że tworzymy dla siebie jest to oczywiście prawdą w tym znaczeniu, że twórca wyraża siebie, ale pokazanie prac na wystawie, na którą przyjdą przyjaciele, artyści i inni odbiorcy, jest bardzo ważne. Taka konfrontacja jest bardzo potrzebna, bez tego nie istniejemy na zewnątrz. Dlatego również wysyła się obrazy na wystawy zbiorowe i z niepokojem pyta: jak ja wypadłem? Przede wszystkim jednak ważna jest możliwość zobaczenia odpowiednio wyeksponowanych prac inaczej niż w pracowni, gdzie nie ma nawet miejsca (tak jak u nas) na ich rozłożenie. Zauważyliśmy, że każda wystawa indywidualna jest przystankiem, zatrzymaniem się, po którym rusza się w dalszą drogę już jakby z innego miejsca.

W.W.: Czy takie spojrzenie na dorobek pewnego okresu przynosi satysfakcję? A może inaczej: czy zwykle jesteście Państwo ze swych prac zadowoleni?

B.P.: Rzadko się zdarza, że od razu jestem zadowolona z nowej grafiki. Muszę się do niej przyzwyczaić wizja jest na ogół inna niż to, co z niej pozostaje.

J.P.: Sądzę, że inne zadowolenie ma ktoś, kto np. uszył piękny garnitur na miarę garnitur dobrze leży, klient jest zadowolony. A my obracamy się wokół takich spraw, które są niedookreślone, nie do końca dla nas jasne, nie do końca pewne. Nie może być takiego samopoczucia, że zrobiłem, odstawiłem, jestem zadowolony. Nie w tym znaczeniu. W naszej pracy poszukujemy w obszarach trochę mglistych, zawsze szuka się innego wyrazu, pełniejszej wypowiedzi.

W.W.: Jaka zatem siła napędowa sprawia, że z uporem podejmujecie tę pracę?

B.P.: Chyba właśnie to niezadowolenie. Gdy człowiek jest zadowolony, spoczywa na laurach. Sam fakt, że chce czegoś, co może być doskonalsze, zmusza do nieustannego wysiłku.

Toruń 3 grudnia 1991


Recenzja Sergiusza Rycaja

Gazeta Wyborcza 11.12.1992

Na parterze Arsenału podwójna wystawa – malarstwo olejne przeciwstawione akwaforcie, czyli wspólna wystawa Bogumiły i Jana Pręgowskich.

Z wiatrem słów, Chyżo i w milczeniu czy Z nadmiaru emocji to niektóre z obrazów-impresji Pręgowskiego. Malarz podejmuje kolejną w dziejach ludzkości próbę oddania zjawisk nierealistycznych na płótnie. Muszę przyznać, że lubię takie malarstwo, które tchnie nieskończonością, oddziaływuje głównie poprzez duże kolorystyczne płaszczyzny i operuje zatopionymi w barwnej magmie postaciami. Nie jest to malarstwo statyczne. W Pracowni czy Tamtych latach za warstwami zgaszonych czerwieni i błękitów kryje się jakiś dziwny świat tłumionych napięć. Świat ów pojawia się także wraz z postaciami. Tajemnicze osoby uchwycone w ruchu, zakryte częściowo przez przedmioty lub wchłaniane przez wielkie płaszczyzny kolorów – wnoszą jakiś dziwny klimat napięcia i tajemniczości.

Inaczej dzieje się na akwafortach Pręgowskiej. Tutaj wszystko zaczyna żyć innym, własnym życiem. Czasami pojawia się jakaś realna postać (Bachantka czy Gracja), zawsze jednak któraś z jej części ginie w przestrzeni tajemniczo przetworzona. Właśnie te przetworzenia są tematem prac Pręgowskiej.

Dziwne twory powstające w wyobraźni artystki to niezwykle monstra, powstałe z połączenia istot ludzkich i zwierzęcych.

Wystawa czynna do 3 stycznia 1993 roku.

archiwum

Pływanie o zmierzchu
Aga Nowacka, Zofia Tomczyk
17.11.2023–14.01.2024
wernisaż: 17.11.2023, g. 18.00
Nieprzemijające wyzwolenie / постоянное освобождение
Kirill Diomchev (NEVIDIVISM)
1-17.12.2023
wernisaż: 1.12.2023, g. 18.00
Koszmary Dziesiątki
22.09 – 5.11.2023
wernisaż: 22.09.2023, g. 18.00
Bieguny
Dialogi młodych: INNY – edycja 7.
23.06 – 3.09.2023
wernisaż: 23.06.2023, g. 18.00
Niemy świadek historii
16.06 – 3.09.2023
wernisaż: 16.06.2023, g. 18.00
Anatomia polityczna / Політична анатомія
Vlada Ralko, Volodymyr Budnikov
6-11.06.2023
wernisaż: 6.06.2023, g. 18.00
XIII Biennale Grafiki
ERROR
21.04 – 4.06.2026
wernisaż: 21.04.2023, g. 18.00 Galeria na Dziedzińcu, Stary Browar
Z miasta Żelaza i Betonu
З міста Залізобетону / Из города Железобетона
17.03 – 16.04.2023
wernisaż: 17.03.2023, g. 18.00