Patryk Różycki:
We wszystkim, co robię, mówię o sobie, o tym, że jest mi ciężko; o tym, czego doświadczam. Zazwyczaj są to trudne rzeczy, ale opowiedziane w taki sposób, by niczym koń trojański wprowadzały się do odbiorcy i odbiorczyni i w nim lub w niej dojrzewały, wybuchały. Zdałem sobie z tego sprawę przy jednym z obrazów, że dzięki nim zaczynam lepiej rozumieć siebie, to mi pomaga. Malarstwo niestety nie rozwiąże moich problemów, to taki krzyk, wołam o pomoc albo coś we mnie woła do mnie, to terapia wsobna, wąż połykający własny ogon. Później i tak muszę wyjść z pokoju i budować relacje z innymi, istnieć w świecie. Dzięki malarstwu może wiem ciut więcej. Chciałbym, żeby u osoby patrzącej te obrazy coś przełączyły, by ją nakłoniły, namówiły do innego spojrzenia na rzeczywistość, wczucia się w moją opowieść, jak w oglądany film. Na kilku obrazach pojawiają się ważne dla mnie postacie świata kultury, one tworzą mój krajobraz intelektualny, dzięki nim na pewne rzeczy patrzę inaczej…
Oprowadzać będzie Bogna Błażewicz.